czwartek, 25 lutego 2016

2. "No it don’t mean love"

ROZDZIAŁ #2
Mam nadzieję, że czekaliście na rozdział drugi, i że choć trochę polubiliście to opowiadanie. Jeśli tak to bardzo się cieszę, a jeśli nie cóż... będę musiała zebrać nowych czytelników. Dziękuję za 8000 wyświetleń! <3

DEDYKACJA DLA: Mar tyna

MIŁEGO CZYTANIA.......

- Emm rozumiem, że interesujesz się roślinami... - przerwała ciszę Blanca. - No właśnie nie. Chodzi o to, że interesuję się tylko tym jednym konkretnym krzakiem. - tłumaczył Ross. Jednak po chwili uderzył się ręką w głowę, gdyż zrozumiał jaką głupotę palnął i już lepiej by było gdyby zostać przy tym zainteresowaniu roślinami. Riker i Rocky, którzy obserwowali całą sytuację nie wytrzymali i wybuchnęli głośnym śmiechem. - Bo widzisz nasz braciszek ma takie odmienne zainteresowania. - mówił przez śmiech Rocky. - Hej! Wszyscy wołają was na ciasto! - krzyknęła Rydel. - Ooo ja chętnie! - krzyknął osiemnastolatek, który zawsze był pierwszy do jedzenia. - Ej Ross, a może przynieść ci tu ciasto? Może chcesz zostać ze swoim nowym przyjacielem krzakiem? - pytał rozbawiony Riker. Blanca delikatnie się zaśmiała. - Nieee... yyy... chyba wolę zjeść przy stole jak każdy. - odpowiedział zmieszany Ross. - Jak wolisz. - odparł Riker wciąż chiocząc. - A co wam tak wesoło? - spytała mama Ratliffa widząc roześmianą Blancę i Rikera. - No bo Ross ma nowego przyjaciela. Nie wiem jak go nazwał. Pan drzewko czy jakoś tak. Dziś dowiedziałem się, że jest NAPRAWDĘ zapalonym przyjacielem przyrody. - tłumaczył najstarszy z rodzeństwa. - Ja wolę nie pytać co się tam wydarzyło. - odpowiedziała lekko zdezorientowana kobieta. Tym razem atmosfera przy stole była o wiele luźniejsza niż przedtem. Każdy ze sobą rozmawiał, a tematy nie kończyły się. - Dobrze. Dziękujemy za zaproszenie, ale myślę, że jest już późno i powinnyśmy wracać do hotelu. - powiedziała nagle ciocia Blanci. - Już?! - powiedziały równo nastolatki. - Jakie już? Przecież jest dwudziesta pierwsza. - oznajmiła kobieta. - Jeśli się pani zgodzi dziewczyny mogą jeszcze zostać, a później je odwieziemy. - poinformował Riker. Po chwili ciocia się zgodziła i sama wyruszyła w drogę powrotną. Wszyscy dorośli po chwili również wrócili do domów, w końcu zespół R5 miał swój dom, a wszyscy zostali tylko zaproszeni. Także młodzież została sama. Blanca, Bella oraz Rydel poszły do pokoju dziewiętnastolatki, natomiast chłopaki zostali w salonie. 

Blanca, Bella i Rydel
- To o czym gadamy? - zapytała Rydel. - Wiesz co Rydel ja ci muszę coś powiedzieć i pewnie zaraz Blanca się na mnie BARDZO wkurzy, ale ja już nie chcę się tym jarać samotnie. Blance podoba się twój brat. - powiedziała blondynka najszybciej jak mogła. - Co?! Który?! Riker czy Ross? - dopytywała dziewiętnastolatka. - Ross... nie mówię, że go kocham czy coś aczkolwiek coś tam do niego czuję, ale skąd ty wytrzasnęłaś tego Rikera tak nagle?! - odpowiedziała szatynka. - No bo oboje tak na ciebie patrzą.... - nie dokończyła, ponieważ Blanca jej przerwała. - Coś ci się zdaje. - Mmm... nie ważne. Wróćmy do tematu Rossa. Więc... umówisz się z nim? - pytała dalej Rydel. - No chyba zwariowałaś. Znamy się dopiero jeden dzień i poza tym nie mam tyle odwagi, żeby do niego zgadać. Stresuje się przy nim. - wyjaśniała siedemnastolatka. - Mam pomysł! - krzyknęła nagle Isabella. - Umówisz się z nim, ale tak naprawdę to nie będziesz ty, ale już na randce pójdziesz ty jako ty tylko teraz będzie inaczej! - mówiła podekscytowana dziewczyna. - Hę? Nic nie rozumiem. - przyznała Blanca. - Ja też nie. - potwierdziła Rydel. - Już wyjaśniam. - zaczęła blondynka. - Przebiorę się za ciebie i zaproszę go gdzieś, a na randkę pójdziesz prawdziwa ty. - sprostowała nastolatka. - To nie głupie, a nawet bardzo mądre. - stwierdziła Rydel. - No nie wiem... - mówiła Blanca. - No zgódź się... proszę, proszę, proszę, proszę, proszę! - nalegała przyjaciółka. - Zgoda... - westchnęła. - Ale pod jednym warunkiem. - kontynuowała. - Pod jakim? - dopytywały dziewczyny. - Cóż... więc moje imię Blanca nigdy mi się nie podobało i tak nagle wszyscy na mnie zaczęli wołać Tina, bo moja ulubiona artystka z dzieciństwa miała taki pseudonim, więc gdybyście mogły czasem tak na mnie wołać.... - nie dokończyła, gdyż przyjaciółki jej przerwały. - No jasne. - Przyjmujemy twój warunek, więc ogłaszam, że akcja randka z Rossem jest oficjalnie rozpoczęta! - krzyknęła Bella.
                             ^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Tak wiem, ten rozdział jest taki
okropny. Moje pisanie opowiadań to 
jakiś horror. Czy wy też macie takie zdanie?
Jeśli tak już wiem jakich komentarzy mogę
się spodziewać :'( W dodatku jest taki krótki...
To chyba nie jest mój dzień na pisanie...
Do następnego!

R5 - Let's not be alone tonight
https://www.youtube.com/watch?v=lvCQuc98Dlc 

niedziela, 14 lutego 2016

1. "If I said I don't like it I'm lying"

ROZDZIAŁ #1
 Heeey. Rozpoczynamy kolejną przygodę z nowym opowiadaniem. Mam nadzieję, że się Wam spodoba <33

~dzisiaj bez dedykacji ze względu na to, że komentuje tylko Emilly Pol a już ostatnio była dla niej dedykacja~

MIŁEGO CZYTANIA......


Dom R5
  A ty dokąd się tak wcześnie wybierasz? - zapytał Ross widząc Ratliffa ubierającego buty i bluzę. - No jak to gdzie? Przecież wczoraj mówiłem, że dzisiaj przylatuje moja kuzynka ze swoją przyjaciółką. Będą tutaj całe wakacje w hotelu mojej mamy. - wyjaśnił Ellington. - Jakoś wypadło mi z głowy. - odpowiedział obojętnie Ross. - Ej wiesz co to ja może przejadę się z tobą. Dzisiaj rodzice przyjeżdżają w odwiedziny. Jak mnie nie będzie nie będę musiał sprzątać domu. - dodał po chwili. - Spoko, wsiadaj. - odpowiedział zadowolony Ratliff po czym razem wsiedli do auta i ruszyli w stronę lotniska. 

W tym samym czasie w samolocie
Nie mogę uwierzyć, że już za kilka minut będziemy w Miami! - mówiła podniecona Blanca. - Aww! Pójdziemy na plażę, na zakupy, no po prostu wszędzie! - odpowiedziała równie szczęśliwa Isabella. - Tak, ale to od jutra, bo dzisiaj musimy iść do domu mojego kuzyna, to znaczy też do jego przyjaciół z zespołu. - oznajmiła. - Wiesz, trochę mnie zgasiłaś. - odpowiedziała Bella i obie dziewczyny wybuchnęły nieopanowanym śmiechem. - A kiedy przyjeżdża reszta twojej rodziny? - zapytała nadal z lekkim śmiechem blondynka. - Dopiero pod koniec miesiąca. - odpowiedziała druga.

15 minut później
- Bella, samolot wylądował. Jesteśmy w Miami i zaczynamy najlepsze wakacje świata! Gotowa? - zapytała szatynka. - Zawsze. - odpowiedziała przyjaciółka. Po czym dziewczyny wysiadły z samolotu. Po tym wzięły swoje walizki i poszły szukać auta Ellingtona. Po chwili usłyszłay wołanie.- Blanca! Isa! (od autorki: pomimo, że to Blanca jest kuzynką Ell'a, Bella już go kiedyś poznała) - szatynka spojrzała w stronę, z której dochodziło wołanie. Ujrzała swojego kuzyna i blondyna, który zapewne był jednym z zespołu lecz ona i jej przyjaciółka nie interesowały się R5 także nikogo oprócz Ellingtona, który był kuzynem jednej z nich. - Ratliff! - krzyknęła Blanca i rzuciła się mu na szyję, to samo uczyniła Bella. Następnie dziewczyny spojrzały na blondyna towarzyszącego Ratliffowi. - Cześć. - odezwał się pierwszy i podał rękę. - Hej. - odpowiedziały równo i odwzajemniły gest. - Okej to tak na szybko. Ross Blanca, Blanca Ross. Ross Bella, Bella Ross. - wyjaśniał Ell wymachując rękami na wszystkie strony. - Dobra może już przestań tak machać, bo ludzie się gapią. Poza tym myślę, że z tych twoich tłumaczeń "na szybko" mało kto coś zrozumiał. - mówiła. - Oj moja kochana kuzyneczka wróciła i już mam przerąbane. - odpowiedział lekko zdenerwowany Ratliff. - Dobra, lepiej zawieź nas do hotelu dopóki się nie pokłóciliście. - zaproponowała Isabella. - To nie była kłótnia. To była po prostu rozmowa. - oznajmiła Blanca, wsiadając do auta kuzyna. - Dziwne te wasze rozmowy. - zaśmiał się delikatnie Ross.

Jakiś czas później w apartamencie
dziewczyn
Dziewczyny szykowały się na kolację w domu Ell'a i jego przyjaciół, na który byli umówieni już 2 tygodnie przed przybyciem do Miami. Nagle usłyszały pukanie. - Otworzysz? - Jasne. - odpowiedziała szatynka i ruszyła w stronę drzwi. - Cześć ciociu. - uśmiechnęła się siedemnastolatka. - Będę na was czekać na dole. Pospieszcie się, bo nie zdążymy. - oznajmiła kobieta. - Dobrze. Jeszcze tylko 5 minut. - odpowiedziała Blanca po czym zamknęła drzwi. - Wiesz co... ten Ross jest uroczy. - zaczęła temat blondynka. - No nie wiem. - odpowiedziała krótko przyjaciółka. - Ooo ja to znam. On ci się podoba. - mówiła podejrzliwie Bella. - Coooo? - odpowiedziała wysokim głosem. - Zawsze jak kłamiesz mówisz takim wysokim głosem. Lecisz na niego. - twierdziła. - To nie prawda. - odpowiedziała stanowczo Blanca. - To mogę się z nim umówić? - No pewnie. Przecież nikt ci nie zabronił. - Super. - Na tym rozmowa się urwała. Mimo zaprzeczeń, Blanca wiedziała, że Ross od początku jej się spodobał i miała nadzieję, że ta randka to tylko żart. 

Kolacja w domu Lynch'ów i Ratliffa
Kolacja przebiegała spokojnie jednak przy stole panowała sztywna atmosfera. Mało kto się odzywał. Właściwie to tylko dorośli rozmawiali, a młodzież siedziała cicho, dlatego wiadomość od tym, że mogą odejść od stołu była jak zbawienie. Blanca widząc Bellę rozmawiającą z Rydel nowo poznaną przez nie przyjaciółką postanowiła, że nie będzie przeszkadzać i usiadła na kanapie. chwili obok niej usiadł jeden z chłopców. - Hej. Jestem Riker. - przedstawił się. - Hej. Jestem Blanca. Miło cię poznać. - uśmiechnęła się. - Ciebie też. - odpowiedział. Rozmowa nie trwała jednak długo gdyż Rocky zawołał Rikera. - Później dokończymy tę rozmowę. - powiedział chłopak na co szatynka odpowiedziała uśmiechem. Po chwili zobaczyła Ratliffa rozmawiającego z Rossem na tarasie. Postanowiła do nich podjeść, żeby nie siedzieć tak bezczynnie. 

Ross i Ratliff
- I co zamierzasz zrobić? - pytał Ell. - Z czym? - zdziwił się siedemnastolatek. - Chyba chciałeś powiedzieć z kim, no z Blancą. - oznajmił. - Nie wiem. Od początku ją polubiłem. Jest miła, zabawana, bardzo ładna.... - kto jest bardzo ładny? - przerwała mu szatynka wychodząca na taras. - N n no... no bo to jest bardzo ładny krzak. - powiedział chłopak i wskazał ręką na roślinę rosnącą za nim. Po tym rozmowa na chwilę się urwała.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oto pierwszy rozdział nowego
opowiadania. Jak widzicie jest
dłuższy niż rozdziały w poprzednim
opowiadaniu. Będę się starała żeby
wszystkie były mniej więcej takiej długości.
Do następnego!

Podoba się Wam rozdział?
Lubicie nowe opowiadanie? 
Teledysk: R5 - All night
https://www.youtube.com/watch?v=f9klkVh5V7g
 




 

czwartek, 11 lutego 2016

Prolog

ZACZYNAMY!
Jak widzicie przychodzę dzisiaj do Was ze wstępem do nowego opowiadania. Bawcie się dobrze i piszcie w komentarzach co o tym myślicie! Teraz będę wstawiać tylko dedykacje. PS Z cytatów na razie rezygnuję. Aaa i dziękuję za 7000 wyświetleń na blogu :** Jedna rzecz mnie martwi: ostatnio bardzo mało komentujecie, cóż... może pod tym postem będzie Was trochę więcej....

DEDYKACJA DLA: Emilly Pol 

MIŁEGO CZYTANIA......

"Miłość bywa skomplikowana, czasem nawet za bardzo. Potrzeba wiele bólu i cierpienia zanim znajdzie się tą drugą połówkę siebie. 

Nasze życie wystawiane jest na różne próby, ale w żadnej nie można obrócić się od rodziny, od osób, które mimo wszystko będą z tobą i zawsze będą cię bezwarunkowo kochać. 

Strach przed popełnieniem błędu, strata wiary w samego siebie, wieczne kłótnie z rodzeństwem, poddanie się w walce o marzenia, łzy, ten moment kiedy wszystko się wali i tracisz nadzieje... to wszystko to po prostu życie, ale złe chwile to tylko małe cząstki, które chcą zepsuć nasze szczęście, a my powinniśmy z nimi walczyć, a nie uciekać od nich. Jeżeli uciekniemy od problemów przekonamy, że to jest tylko skrót na to, aby pojawiło się ich więcej. Większość problemów jakie mamy są związane z miłością. Miłość jest życiem. Czy w takim razie życie pisze najlepsze scenariusze? "

Bohaterowie: (czas w moim opowiadaniu jest trochę opóźniony, każdy ma inny wiek niż naprawdę)
1. Blanca (szatynka o niebieskich oczach. 17 lat. Przylatuje na wakacje ze swoją przyjaciółką do Miami gdzie mieszka jej kuzyn Ratliff oraz jej ciocia, która ma swój hotel, w którym nastolatka na czas wakacji zamieszka z przyjaciółką).

2. Isabella (ciemnego odcieniu blondynka o zielonych oczach. 17 lat. Przyjaciele mówią na nią Bella lub Isa. Przylatuje wraz z przyjaciółką do Miami). 

Inni: Ross (17 lat) , Riker (21 lat), Rocky (18 lat), Ellington (Ratliff, Ell 19 lat), Rydel (19 lat)
---------------------------------------------------------
Jak widzicie prolog trochę nietypowy.
Starałam się go napisać tak, aby
nie był nudny. Żeby się wyróżniał.
Da się zauważyć, że głownie
dotyczył miłości, rodziny itp.
I właśnie o tym będzie opowiadanie.
Przede wszystkim o MIŁOŚCI, bo
to ona sprawia, że w naszym życiu
wszystko wywraca się do góry nogami
i nie jest nudno.


PS w tym opowiadaniu oprócz zdjęcia na koniec będą pojawiały się jakieś piosenki różnych gwiazd, a tytuły rozdziałów będą cytatami z tych piosenek :* (pierwsza piosenka pojawi się w rozdziale pierwszym, który niedługo wstawię) Buziaki <3

 
 


 

wtorek, 9 lutego 2016

Nadszedł czas pożegnań

ROZDZIAŁ #29
Zapraszam do ostatniego rozdziału o Jortini z całego opowiadania. Jak wiecie będą tutaj rozdziały pisane z wyprzedzeniem połączone w jedną całość. 

DEDYKACJA DLA: Wszystkich, którzy napisali komentarz pod jakimś postem

CYTAT: "To nie jest pożegnanie, tylko -- do zobaczenia wkrótce -- " .

MIŁEGO CZYTANIA....

(Z rozdziału 29).

Głośno przełknęłam ślinę. - Tttto ja. - udało mi się wydukać. - Pójdzie pani z nami. - usłyszałam głos policjanta. Spojrzałam ze łzami w oczach na Jorge a następnie wyszłam z policjantami. Jadąc na komisariat dużo myślałam. - To musi być jakaś pomyłka. Przecież ja nic nie zrobiłam. - moje myśli ciągle błądziły w okół tego samego tematu. Kiedy dojechałam na miejsce, razem z policjantami wyszłam z radiowozu. Następnie weszliśmy na komisariat. Siedziałam na korytarzu. Usłyszałam tylko, że ma mnie ktoś przesłuchać. Siedziałam jeszcze kilka minut aż nadeszła kolej na przesłuchanie. Weszłam do pomieszczenie i usiadłam na przeciwko policjanta. - Panno Stoessel, zostałaś oskarżona o popchnięcie pana Ross'a Lynch'a na drzwi. Informuję, że przebywa on teraz w szpitalu. Czy przyznaje się pani do tego czynu? - zapytał. Chwilę myślałam i zaczęłam opowiadać jak było. - Owszem, przyznaję się, że go popchnęłam na drzwi, ale było to w obronie własnej. Zamknął mojego... - tu urwałam. Nie wiedziałam czy powiedzieć na Jorge moje przyjaciela czy mojego chłopaka. W końcu zadecydowałam i postanowiłam kontynuować. - Zamknął mojego chłopaka. Potem ja poszłam go szukać i mnie też zamknął. To była włącznie obrona własna. Nie chciałam zrobić mu krzywdy. - skończyłam wypowiedź. Czekając na odpowiedzieć jarałam się tym, że w końcu mogłam powiedzieć na Jorge "mój chłopak". - Dobrze, postanowiłem, że będziesz wolna. Może będziemy potrzebowali jeszcze raz cię przesłuchać za jakiś czas, ale na razie możesz iść. Zmykaj. - usłyszałam policjanta. Po tym uśmiechnęłam się do niego i podziękowałam. Kiedy wyszłam z komisariatu, pomyślałam, żeby może pójść odwiedzić Ross'a w szpitalu, ale... - nie jestem na to jeszcze gotowa. - szepnęłam. W tym momencie zobaczyłam samochód moich rodziców. Od razu do nich podbiegłam. - Dostaliśmy wiadomość, że tu jesteś. Chodź. Jedziemy do domu. - usłyszałam głos mamy. Bez gadania wsiadłam na auta. Po kilku minutach byliśmy już pod domem. Od razu ruszyłam do swojego pokoju. Musiałam napisać coś w pamiętniku. Otworzyłam szafkę, w której zawsze go trzymałam, ale tym razem go tam nie było. Sprawdziłam jeszcze w innych miejscach, ale tam też go nie było. - Nie, nie... to się nie dzieje naprawdę. - mówiłam sama do siebie. Wtem usłyszałam pukanie do okna. Zauważyłam, że to Jorge. Otworzyłam okno. - Na szczęście już cię wypuścili. Martwiłem się. - usłyszałam. - Przyszli, bo Ross na mnie doniósł. - odpowiedziałam. - Kto? - zapytał. - Aaa no tak. To ten co nas zamknął. - wyjaśniłam. Na chwilę zapadła cisza. - Jorge - zaczęłam. - Tak? - spytał. - Czy możesz mi pomóc? Nie mogę znaleźć mojego pamiętnika. Boję się, że już nigdy go nie znajdę. - mówiłam. - Jasne, zaraz będę. - odpowiedziałam i uśmiechnął się do mnie. Ja w tym czasie poszłam jeszcze zapytać rodziców czy nie widzieli pamiętnika. Niestety. Oni też nie mieli pojęcia gdzie jest.

Kilka minut później siedziałam z Jorge, który pomagał mi szukać pamiętnika. W pewnym momencie otrzymał jakiego sms-a. - Kto to? - zapytałam. - Nikt ważny, ale muszę na chwilę wyjść. - powiedział i poszedł sobie bez wyjaśnienia. - O co chodzi?- pomyślałam i zrezygnowana usiadłam na łóżku.

(Z rozdziału 30).


To, że Jorge wyszedł na pewno nie było bezpodstawne, a on nie chciał powiedzieć mi prawdy. Wiedziałam, że może będę tego potem żałować, ale postanowiłam go śledzić. Wyszłam z domu i rozejrzałam się, żeby go odnaleźć. Zauważyłam go idącego przez park. Zobaczyłam, że rozmawia przez telefon. Postanowiłam podbiec bliżej, żeby cokolwiek usłyszeć. Schowałam się za drzewem, ale niestety nic konkretnego nie słyszałam w jakiego rozmowie. Szłam za nim cały czas, co jakiś czas zatrzymując się lub chowając za drzewami tak, aby nie zorientował się, że za nim chodzę. Dopiero kiedy zobaczyłam, że zmierzamy w stronę szpitala zrozumiałam, że w całą tą sytuację zamieszany jest Ross. Jorge wszedł do środka, ale ja postanowiłam zostać na zewnątrz i poczekać na niego a następnie o wszystko zapytać. Nie musiałam czekać długo. Już po chwili zauważyłam go przy wyjściu. Od razu do niego podeszłam. - Jorge! Po co tu przyszedłeś? Do Ross'a, prawda? - dopytywałam. - Tak. Przyszedłem do niego i muszę ci coś powiedzieć. - odpowiedział. - Nie chce mi się słuchać wyjaśnień. Powiedz mi jaki był konkretny powód twojego przyjścia tutaj. - powiedziałam bardzo poważnie. Jednak Jorge nie odpowiadał tylko uważnie mi się przyglądał. - Dlaczego się tak na mnie patrzysz? - zapytałam po pewnym czasie. - Tini, my... nie możemy być już razem. - usłyszałam. Te słowa bardzo mnie zraniły. Czułam się jakby świat przestał istnieć. - A jeszcze jedno. To zdaje się jest twoje. - powiedział i podał mi mój pamiętnik. Chciałam o wszystko zapytać, ale zdążył odejść, a ja nie mogłam z siebie nic wydusić. Wiedziałam, że to wszystko przez Ross'a dlatego postanowiłam pójść do niego. Wchodząc do szpitala zderzyłam się z kimś. Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam, że to Ross. - Czyli dzisiaj miał stąd wypis. - pomyślałam. - Ross... - zaczęła. - Co ty mu powiedziałeś? - zapytałam. - Komu? - odpowiedział pytaniem na pytanie. - Jak to komu?! No Jorge! - zaczęło mnie to denerwować. - Nic mu nie powiedziałem, a co? - usłyszałam. - Nieważne. - odpowiedziałam. - Tini... pójdziemy gdzieś dzisiaj razem. Chcę ci udowodnić, że nie jestem taki jak kiedyś. Zmieniłem się. - tym razem mówił bardzo poważnie. - Zgoda. - ta odpowiedź zaskoczyła mnie samą, ale uważałam, że każdy popełnia błędy i każdy zasługuje na kolejną szansę. Ross wydawał się rzeczywiście inny, dlatego zgodziłam się. Razem poszliśmy do kawiarenki niedaleko. Rozmawialiśmy na różne tematy. Na początku byłam bardzo spięta i denerwowałam się, że może jednak źle zrobiłam, ale kiedy zaczęłam z nim rozmawiać poczułam się bardzo swobodnie i muszę przyznać, że dawno się tak dobrze nie bawiłam. - Jest już trochę późno. Muszę iść. - oznajmiłam. - Jasne. - odpowiedział Ross i uśmiechnął się do mnie. Popatrzyłam chwilę na niego i pocałowałam go w policzek. Uważałam, że zasłużył na to. Kiedy wracałam do domu zauważyłam Jorge. Rozmawiał z Ruggero. Na chwilę weszli do domu a Blanco zostawił swój telefon. Szybko wzięłam go do ręki i odszukałam sms'a, którego dziś dostał. Po chwili znalazłam. Jego treść brzmiała: Masz coś czego ja chcę, a ja mam coś czego ty potrzebujesz.
Szybko odłożyłam jego komórkę w miejsce gdzie przed chwilą leżała a następnie wróciłam do domu. Od razu położyłam się spać.

(Z rozdziału 31).
 
Rano obudził mnie mój wibrujący telefon. Zauważyłam, że Pablo napisał, iż każdy ma przyjść dzisiaj do teatru. Miałam godzinę czasu, aby uszykować się i dojść na miejsce. Wzięłam szybki prysznic, następnie ubrałam beżową bluzkę z koronki i granatowe spodnie. Uczesałam się w kitkę oraz zrobiłam makijaż. Potem zeszłam na śniadanie. Wzięłam torebkę i nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zastanawiałam się kto mógł przyjść i do kogo o dziewiątej rano. Otworzyłam drzwi. Po tym co zobaczyłam nawet nie potrafiłabym wyobrazić sobie swojej miny. Przede mną stał Ross i Jorge. Wiedziałam, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Dziś miałam wyjątkowo dobry humor, a oni musieli mi to popsuć. - Co wy tu robicie? - zapytałam. - Jego się pytaj po co przyszedł. Ja przeszedłem po ciebie, żebyśmy razem poszli do teatru. - usłyszałam Jorge. - No co ty nie powiesz? Ja jestem tu w tym samym celu. - tym razem mówił Ross. Nie zamierzałam bardziej psuć sobie dnia. - Wiecie co? Ja z chęcią pójdę sama, a wy możecie iść razem. - oznajmiłam i uśmiechnęłam się do nich po czym przeszłam między nimi i ruszyłam w stronę teatru. Byłam z siebie bardzo zadowolona, że tak udało mi się to rozwiązać. Po kilku minutach doszłam na miejsce i weszłam do środka. Zauważyłam Lodo i Mechi, więc od razu do nich podeszłam. - Hej - przywitałam się. Następnie spojrzałam w stronę wejścia przez, które właśnie wchodzili Ross i Jorge. Rzeczywiście szli razem. Zachciało mi się śmiać. - Dzień dobry wszystkim. - usłyszałam głos Pablo i wszyscy odwrócili się w stronę sceny. Zaczął opowiadać o poprzednim przedstawieniu i nam gratulować, ale przestałam słuchać kiedy zobaczyłam moją mamą wchodzącą do teatru. - Dzień dobry. Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałabym porozmawiać z Tini i Rossem. - usłyszałam jej głos. - Co? Ja i Ross? O co chodzi? - myślałam. Podeszliśmy do niej, a Pablo kontynuował wypowiedź. - Słuchaj Tini musisz jeszcze dzisiaj wyjechać do Madrytu. Ja dołączę do ciebie dopiero za tydzień lub dwa, ponieważ mam kilka spraw do załatwienia, a że nie chcę zostawiać cię samej zamieszkasz na pewien czas z Rossem. Już ustaliłam to z jego rodzicami. Wykupiliśmy Wam domek. - mówiła mama. To co słyszałam nie mieściło mi się w głowie. Spojrzałam na Rossa. - Wiedziałeś? - zapytałam. - Nie. - odpowiedział. - Okej, nie wiem co tu się dzieje i nie rozumiem po co mam wracać do Madrytu i... i mieszkać z nim! - krzyczałam. - Wszystko ci wyjaśnię kiedy będziesz już w Madrycie. Proszę uszykuj się szybko. Za 2 godziny masz samolot. Przecież do Buenos Aires też nie chciałaś jechać. Teraz wracasz po prostu do swojego rodzinnego miasta. - uspokajała mnie mama. Już nie miałam na nic siły dlatego nawet jej nie odpowiadałam tylko wyszłam z teatru. Byłam pewna, że Jorge wszystko słyszał. Wszyscy słyszeli, a ja nadal nie rozumiałam o co chodzi, ale cóż. Za niecały miesiąc będę pełnoletnia i będę mogła zrobić co zechcę.

Jestem na lotnisku. Za 15 minut będę już w drodze do Hiszpanii. Wszyscy moi przyjaciele przyszli. W pewnym momencie zauważyłam Jorge. Podbiegłam do niego i z całej siły przytuliłam. 
- Wrócisz? - zapytał. - Tak, na pewno. - odpowiedziałam. - Będę na ciebie czekał. Nigdy o tobie nie zapomnę. - po tych słowach jeszcze bardziej zaczęłam płakać. Przytuliłam Jorge jeszcze raz. - Tini, musimy już iść. - usłyszałam głos Rossa za sobą. Oderwałam się od Jorge i ruszyłam w stronę samolotu. Właśnie rozpoczęło się moje "Nowe Życie".

(Z rozdziału 32).
 

Podróż była okropna. Kiedy myślałam nad tym, że z każdą godziną, minutą i sekundą oddalam się od ukochanego Buenos Aires coraz więcej łez wypływało z moich oczu. 

Kiedy z Rossem wylądowaliśmy ruszyliśmy w stronę tymczasowego mieszkania. Weszłam do środka i uznałam, że jest tu bardzo przytulne, a miejsce to przypominało mój dom w Argentynie, lecz w pomniejszeniu. Weszłam do pokoju z napisem na drzwiach "TINI" i zaczęłam rozpakowywanie. Nie zajęło to dużo czasu, gdyż większość rzeczy zostawiłam w Buenos Aires. Była to bowiem przeprowadzka "tymczasowa". Nie zamierzałam wychodzić już dziś wychodzić z pokoju. Siedziałam na łóżku w ciszy i spokoju, którą nagle przerwał mój telefon. Kiedy zauważyłam, że dzwoni mama od razu odebrałam. - Czekałam aż zadzwonisz i wytłumaczysz mi tą natychmiastową przeprowadzkę do Madrytu. - zaczęłam. - Posłuchaj Tini. Chodzi o to, że ja i twój tata rozstaliśmy się i nie chciałam cię na nic narażać, dlatego kazałam ci wyjechać do Hiszpanii. - tłumaczyła. - Dobrze, ale dlaczego muszę być tutaj z Rossem? - zapytałam. Nie usłyszałam jednak odpowiedzi. - Halo? Mamo? Jesteś tam? - pytałam na pewności. - Tak, tak jestem. Jutro wieczorem przyjadę i wszystko ci wytłumaczę. Zgoda? - odpowiedziała. - Jasne. To pa pa. - pożegnałam się a chwilę po tym rozłączyłam. Wzięłam do ręki pamiętnik i zaczęłam pisać:
 Niesamowite jak wszystko może się zmienić w ciągu kilku chwil. Jesteś sobą i życie czasem wydaje cię na próbę. Los sprawdza ciebie i relacje z twoimi najbliższymi. W dodatku możesz dowiedzieć się kto jest prawdziwym przyjacielem, a kto odchodzi, gdy robi się źle. Miłość również wystawiana jest na wiele prób. Czasem są dni kiedy płaczesz, aby ktoś inny mógł się śmiać, ale nie należy się martwić. Jak to się mówi Bóg jest sprawiedliwy. Innego dnia ktoś będzie płakał, żebyś ty mógł się śmiać. 
Kiedy skończyłam pisać odłożyłam pamiętnik na szafkę i szybko zasnęłam.

Następnego dnia obudziły mnie promienie słońca. Wstałam uśmiechnięta. Ubrałam się w bluzkę koloru miętowego i białe spodnie w kwiaty. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Zrobiłam delikatny makijaż. Wychodząc z pokoju szepnęłam: Pierwszy dzień "Nowego Życia". Kiedy zamknęłam drzwi doszedł do mnie piękny zapach dochodzący z kuchni. Uśmiechnęłam się szeroko. Powoli zeszłam po schodach, a następnie weszłam do kuchni. Zobaczyłam Rossa przygotowującego śniadanie. - Hej. - przywitałam się z nim. - Cześć. Siadaj. Śniadanie już gotowe. - odpowiedział, gdy mnie zobaczył. Kiedy jedliśmy już śniadanie panowała ciszą, którą Ross po chwili przerwał. - Co ty na to, żeby iść dzisiaj do kina? W końcu przeprowadzka to nie koniec świata. Poza tym pomyślałam, że tak poprawi ci się humor. - słysząc to czułam, że Ross zmienia się na lepsze. Bardzo mnie to cieszyło. Uśmiechnęłam się do niego i odpowiedziałam - Jasne. Z chęcią pójdę do kina. Dawno nie byłam.

Około godziny 14:30 z mieszkania. Dzień mijał bardzo przyjemnie. Po kinie byliśmy również w kawiarence. Kiedy słońce zaczęło zachodzić wróciliśmy do domku tymczasowego. - Dziękuję ci Ross. Bardzo dobrze się bawiłam. - uśmiechnęłam się do niego. - Cieszę się. To co? Przyjaciele? - zapytał i wyciągnął dłoń w moją stronę. - Przyjaciele. - potwierdziłam i również podałam my swoją dłoń. - Może jednak nie będzie tak źle. - pomyślałam i uśmiechnęłam się do siebie.


Jak potoczyły się dalsze losy bohaterów?
Cóż Tini została siostrą Rossa. (tak wiem, ja to mam pomysły :P) Dowiedziała się o tym kiedy jej mama przyleciała do Madrytu i oznajmiła, że poślubi ojca Rossa. W kwietniu rodzina wróciła do Argentyny. Tini została dziewczyną Jorge, między nimi nie były już nieporozumień i wszystko układało się pomyślnie. Niedługo po tym Fransisco wrócił z Nowego Jorku i w ten sposób rodzina (Tini, Fran, Ross, Mariana i Mark -- tata Rossa -- ) zamieszkali razem.

THE END

<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3
Nie wiem czy na takie zakończenie
liczyliście, ale od razu
informuję: u mnie raczej nie
znajdziecie opowiadania bez
HAPPY ENDU, bo lubię takie,
które dobrze się kończą i każdy
jest zadowolony. Wiecie co? Jeśli
opowiadanie z R5, które niedługo
zacznę, jeśli nie wypali wrócę do tego (tak myślę)

PODZIĘKOWANIA
Dziękuję wszystkim, którzy weszli na tego bloga, tym którzy napisali komentarz i czytali te moje bezsensowne opowiadania. (haha) Nie raz dzięki Wam w zły dzień na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Jesteście super! Dam Wam też taką radę, którą kiedyś ktoś poradził mi: NIE PRZEJMUJCIE SIĘ TYM CO MÓWIĄ INNI LUDZIE I ŻYJCIE PEŁNIĄ ŻYCIA. NIE BÓJCIE SIĘ PRÓBOWAĆ NOWYCH RZECZY. KTO NIE RYZYKUJE... TEN NIC NIE MA. :***
Do zobaczenia w prologu nowego opowiadania! 
  

niedziela, 7 lutego 2016

Notka, WAŻNE!!!

BŁAGAM PRZECZYTAJCIE!

Cóż... jak widzicie dzisiaj mam dla Was tylko notkę. To, co za chwilę przeczytacie może Was zaskoczyć, ale boję się, że negatywnie.

 Koniec o Jortini? Nowe opowiadanie?
Oznajmiam, że zamierzam skończyć opowiadanie o Jortini. Jest na to kilka powodów:
* brak pomysłów
* kiedyś pisanie opowiadania o Jortini sprawiało mi radość. Jednak ostatnio kilka rzeczy się zmieniło i pisanie tego już mnie nie cieszy. Właściwie są dni kiedy muszę się przymuszać do pisania rozdziałów, a tak nie powinno być.
To są dwa główne powody, przez które kończę z tym odpowiadaniem. No właśnie... Z TYM. Myślę, że można wywnioskować, iż zacznę nowe. Ale... zajdą duże zmiany. (o tym za chwilę. ) Najpierw wyjaśnię Wam jednak co z Jortini. 

Zakończenie historii
Mam napisane kilka rozdziałów z wyprzedzeniem. Chyba cztery o ile dobrze pamiętam, więc połączę je w jeden dłuuuugi rozdział. Jeżeli dołączyć do tego zakończenie i podziękowania wyjdzie naprawdę długi i nie zdziwię się jeśli w połowie odechce się Wam czytać. Wracając. Skleję te rozdziały w jedną całość i w ten sposób zakończę historię Jortini.

Zmiany w nowym opowiadaniu i wyglądzie bloga
Zamierzam zacząć kolejne opowiadanie lecz nie o Jortini. Będzie w nim przede wszystkim zespół R5. (Ross, Riker, Rocky, Rydel, Ratliff). Możliwe, że wprowadzę kilka "violettowych" postaci, ale nad tym jeszcze myślę. Na pewno zmieni się wygląd bloga o czym jeszcze Was poinformuję w jakimś poście.

 Do Was
Sama nie wiem czy pojęłam dobrą decyzję, ale myślałam nad tym naprawdę długi czas. Nie wiem czy ten pomysł wypali, ale przecież wszyscy uczymy się na błędach. Może będę żałować, a może jednak nie. Nie wiem... los pokaże. Moje obawy tutaj jednak się nie kończą. Najbardziej martwię się o to, że opuścicie mój blog i zostanie bez czytelników, których nie łatwo było mi tu zebrać. Dlatego... nawet jeśli nie zgadzacie się z moją decyzją bądź nie lubicie tego zespołu chciałam prosić o to abyście zostali do prologu nowego opowiadania lub do pierwszego rozdziału. Wasze wsparcie jest mi teraz bardzo potrzebne. 

Przepraszam, ale ja musiałam to zrobić. :'( I nie zdziwię się jeżeli nie zastanę żadnego komentarza pod tym postem.
 ^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
 

sobota, 6 lutego 2016

Rozdział 28 - "Martina Stoessel?"

ROZDZIAŁ #28
Hej wszystkim. Dajcie o sobie znać w komentarzach ;) Dziękuję za 6000 wyświetleń :**

DEDYKACJA DLA: Violetta Vilu

CYTAT: "Miłość jest ślepa. Nie wybieramy tego, w kim się zakochujemy".

MIŁEGO CZYTANIA.....
Siedziałam przy drzwiach skulona i bezradna. - Mogłam wziąć telefon albo przyjść tu z kimś a nie sama. - moje myśli przerwał dźwięk przekręcającego się klucza w drzwiach. Od razu wstałam i stanęłam na drugim końcu pomieszczenia. Już po chwili moim oczom ukazał się Ross. - Gdzie Jorge? - zaczęłam ostro rzucając mu zimne spojrzenie. - Spokojnie. Nic mu nie jest, ale na razie nie mogę go wypuścić. - odpowiadał w taki sposób, że po prostu gotowałam się w środku ze wściekłości. - Mogę go zobaczyć? - zapytałam niewinnie. - No jasne, że nie. - odpowiedział głupio się uśmiechając. Następnie podszedł do mnie. Był niebezpiecznie blisko. Chciałam cofnąć się do tyłu, ale zrobiłam tylko jeden krok i poczułam ścianę za sobą. Wtedy pomyślałam: przecież ja go nie muszę słuchać. Powinnam uratować się póki nie jest za późno. - A wiesz co? Nawet nie wiem po co cię słucham. - powiedziałam i z całej siły go od siebie odepchnęłam. Wylądowałam na drzwiach. - Uuu to musiało boleć. - pomyślałam i uśmiechnęłam się zadowolona z siebie. Wyminęłam go i wyszłam z pomieszczenia. Od razu po tym zaczęłam szukać Jorge. Pomyślałam, że pewnie jest na górze. Weszłam po skrzypiących schodach na górę i zaczęłam szukać Blanco. Szukałam go długi czas, ale nie znalazłam. Podeszłam do regału z książkami i oparłam się o niego. Nagle poczułam, że coś się poruszyło. Przyjrzałam się dokładnie i zauważyłam, że za tym regałem są jeszcze jedne drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam szatyna siedzącego na podłodze. - Jorge! - krzyknęłam i podbiegłam do niego. - Co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony widząc mnie. - Przyszłam po ciebie. Nic ci się nie stało? - zapytałam zmartwiona. - Nie, nic mi nie jest. - uśmiechnął się. Następnie pomogłam mu wstać i powoli zeszli ze schodów. Pomimo naszej ostrożności schody bardzo skrzypiały i narobiły wiele hałasu, ale Ross i tak nie przyszedł. Szybko wymknęliśmy się z tego okropnego, starego domu i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Po jakimś czasie doszliśmy na miejsce. Niestety drzwi mojego domu były zamknięte, a ja nie miałam przy sobie kluczy. Trochę mnie to zasmuciło, ponieważ myślałam, że ktoś będzie na mnie czekał. - Trudno. Chodźmy do mnie. - usłyszałam głos Jorge. Uśmiechnęłam się do niego. Już po chwili byliśmy w domu szatyna. Jorge przyniósł sok pomarańczowy. Po tym usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy rozmowę. - Jak mnie znalazłaś? - zapytał. - Szłam za głosem serca. - odpowiedziałam. - Ale musiałam też przeszukać cały tamten paskudny dom. - dokończyłam i razem się zaśmialiśmy. - Powiedz mi o co w tym wszystkim chodzi? - zapytał. - No nie, widziałam, że kiedyś o to spyta i będę musiała wszystko wytłumaczyć. - myślałam. - Dobra. Nie musisz mówić. Jak będziesz gotowa to porozmawiamy o tym. - powiedział, patrząc mi w oczu i trzymając za rękę. Uśmiechnęłam się do niego. Nie mogłam uwierzyć w to jak dobrze mnie znał. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Widziałam, że Jorge chce wstać, ale zatrzymałam go. - Nie, poczekaj. Ja otworzę. - uśmiechnęłam się do niego i wstałam. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Zobaczyłam dwóch policjantów. - Dzień dobry. Martina Stoessel? - usłyszałam groźny głos jednego z nich. Spojrzałam przerażonym wzrokiem na Jorge, a następnie mój wzrok skierował się znów na policjantów.
///////////////////////////////////////////////////////////////////
Cóż, nie wiem czy mi się wydaje, ale
ten rozdział jest jakiś krótszy od
wcześniejszych. Jednak możliwe,
że to tylko jakieś złudzenie.
Liczę na komentarze.
Do następnego!

Jak myślicie?
Co się teraz stanie?
O co chodzi z policjantami?