wtorek, 26 stycznia 2016

Rozdział 27 - "Szłam za głosem serca"

ROZDZIAŁ #27
Cześć! Jak się macie? Jeśli podoba Wam się moje opowiadanie dajcie znać w komentarzach ;)

DEDYKACJA DLA: Żelcia Boom

CYTAT: "Miłość nie musi być idealna. Ważne by była prawdziwa".

MIŁEGO CZYTANIA.....

Wiedziałam, że jeśli Ross się pojawił zabawa skończy się. Dla wszystkich. - Cześć kochanie. - usłyszałam za swoimi plecami. Po moim ciele przeszedł okropny, zimny dreszcz. Odwróciłam się w jego stronę. - Czego znowu chcesz? - zapytałam. - Niczego. Przyszedłem przywitać twojego kolegę. - odpowiedział z uśmiechem. - I co cię tak bawi?! - jego obecność doprowadzała mnie do szału. - Spokojnie. Nic złego nie zrobię. - znów zaczął się śmiać i odszedł. Odwróciłam się w stronę przyjaciółek i szepnęłam - Mam złe przeczucia. - po czym znów odwróciłam się w stronę Ross'a, który teraz zniknął mi z oczu. Byłam pewna, że coś kombinuje dlatego zaczęłam go szukać. Chodziłam tu i tam, ale nie znalazłam go. Tak samo jak nie znalazłam Jorge. Ich dwójka zniknęła z imprezy. Spojrzałam na scenę. Rugg, Facu i Samu właśnie śpiewali swoją piosenkę. Nie chciałam przerywać, ale musiałam wszystkim ogłosić co się stało. Wzięłam mikrofon i weszłam na scenę. - Sory chłopaki, że przerywam, ale muszę wszystkim coś powiedzieć. - zaczęłam, a gdy zeszli ze sceny kontynuowałam. - Przed chwilą pojawił się na imprezie Ross, mój były i... zniknął razem z Jorge. Musimy skończyć tą zabawę i poszukać ich. - kiedy skończyłam mówić zeszłam ze sceny i odłożyłam mikrofon. 

Pomimo długiego szukania żadnego z nich nie znaleźliśmy. Już prawie wszyscy poszli do domów. Została tylko Lodo i Facu, którzy pomagali w sprzątaniu po imprezie. Niedługo po tym oni też poszli. - Tini - usłyszałam głos mamy. Natychmiast odwróciłam się w jej stronę. - Musimy już wracać do domu. Chodź. - dokończyła. Nie chciałam wracać do domu, ale byłam na tyle zmęczona, że nie miałam siły się sprzeciwiać. Wsiadłam do samochodu i razem z rodzicami pojechałam do domu. Gdy już byliśmy na miejscu zjadłam kolację i od razu położyłam się spać. 

Około godziny 4:00 nad ranem ze snu wybudził mnie mój dzwoniący telefon. Dzwoniła do mnie mama Jorge. Od razu postanowiłam odebrać. - Halo? - Witaj Tini. Czy wiesz gdzie jest Jorge? Nie wrócił na noc do domu. - mówiła bardzo zrozpaczonym i zmartwionym głosem. Nie byłam wstanie odpowiedzieć po tym co usłyszałam. Odłożyłam telefon nie rozłączając się. - Jesteś tam Martina? - pytała znów pani Blanco. Tym razem rozłączyłam się. Postanowiłam go szukać, ale najpierw chciałam wszystkich poinformować. Ubrałam się i poszłam powiedzieć wszystko rodzicom. Zawiadomiłam też przyjaciół. Skończyło się tak, że wszyscy o 6:00 rano przy wschodzie słońca siedzieliśmy bezradni w salonie. Nagle mnie oświeciło. - Ja wiem gdzie on jest! - oznajmiłam. - Gdzie? - dopytywał każdy po kolei, ale ja nie słuchałam byłam tylko ja i głos mojego serca, który prowadził mnie do mojej miłości, do Jorge. Ubrałam ciepłą bluzę i ruszyłam w stronę opuszczonego domu, w który jeszcze nie dawno byłam z Mechi, Lodo i Cande. Po pewnym czasie tam dotarłam i wparowałam do środka. Nie zdążyłam nawet się rozejrzeć, poczułam tylko jak ktoś mnie popchnął i zamknął na klucz w jakimś pomieszczeniu. - Widzę, że przyjście tutaj nie zajęło ci tak dużo czasu jak myślałem. - usłyszałam zza drzwi głos Ross'a. - Szłam za głosem serca. - odpowiedziałam bardzo pewna siebie. - usłyszałam śmiech. - Przyjdę do ciebie później. - kiedy odszedł zorientowałam się, że jestem tu uwięziona i nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby mnie tu szukać. Zaczęłam panikować i walić w drzwi. - Wypuść mnie! To nie jest śmieszne! - krzyczałam, ale bezskutecznie. - Tragedia. - szepnęłam i zsunęłam się po drzwiach na podłogę.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Tak właśnie prezentuje się ten
oto rozdział. Mam nadzieję, że
był ciekawy i przypadł Wam do gustu.
Liczę na komentarze.
Do następnego!
Jak myślicie?
Co będzie z Tini?
Czy znajdzie Jorge?
Co jeszcze planuje Ross?
Tego dowiecie się już niedługo!
 

piątek, 22 stycznia 2016

Rozdział 26 - "Niespodzianka!"

ROZDZIAŁ #26
Cześć kochani. Co u Was? Zapraszam do czytania, a po tym do komentowania. 

DEDYKACJA DLA: Mar tyna

CYTAT: "W życiu bywają takie chwile, w których kompletnie nie wiesz co zrobić, żeby było dobrze".

MIŁEGO CZYTANIA......

Zaczęłam rozglądać się dookoła. Nagle usłyszałam - Nie jesteś sama. Ja też tu jestem. - po moim ciele przebiegł dreszcz strachu. Zbiegłam ze schodów. Ross zaczął do mnie podchodzić. W tym momencie spojrzałam na jedno z wybitych okien. Wykorzystałam moment, w którym jeszcze nie był tak blisko i weszłam na parapet a następnie zeskoczyłam z drugiej strony. - Udało się. - szepnęłam do siebie i zaczęłam biec do domu ile sił w nogach. Musiałam biec przez las, gdyż była to najkrótsza droga. - Las nocą. Jak z jakiegoś koszmaru. - myślałam. Biegnąc zahaczyłam o korzeń i upadłam na ziemię. Słyszałam kroki. Na szczęście udało mi się wyplątać nogę z korzenia. Wstałam i znów pędziłam w stronę swojego domu. Po kilku minutach dotarłam na miejsce. Kiedy wchodziłam do domu przypomniałam sobie, że nie pożegnałam się z Fransisco przed jego wyjazdem. Poczułam się jeszcze gorzej. Usiadłam na kanapie. - Późno wróciłaś. Czekałam na ciebie. - usłyszałam głos mamy. Po chwili siedziała już obok mnie. - Co się stało? - pytała. Teraz stał się jakiś cud. Po raz pierwszy odkąd ją zobaczyłam otworzyłam się przed nią i opowiedziałam całą historię od początku do końca. Czułam, że w pełni mogę jej zaufać. Kiedy skończyłam mocno mnie przytuliła. - Wszystko będzie dobrze. Nie martw się. A teraz idź spać, bo rano nie wstaniesz. - usłyszałam. Uśmiechnęłyśmy się do siebie i poszłam do swojego pokoju. Od razu postanowiłam pójść spać i na szczęście szybko zasnęłam.

Rano obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno do mojego pokoju. Otworzyłam oczy i powiedziałam sama do siebie. - To jest ten dzień. Jorge wychodzi dziś ze szpitala. - Energicznie wstałam z łóżka i poszłam wybrać strój na dziś. Ubrałam szarą bluzkę w gwiazdki i spódniczkę koloru pudrowego różu. Włosy zastawiłam rozpuszczone. Zrobiłam makijaż i już chciałam zejść na śniadanie, ale do głowy przyszedł mi świetny pomysł. Napisałam do wszystkich przyjaciół, że powinniśmy zrobić jakąś imprezę dla Jorge. Po około 10 minut miałam od wszystkich pozytywne odpowiedzi. Rozdzieliliśmy się zadaniami. Wyszłam z pokoju i idąc na śniadanie cały czas podśpiewywałam sobie Amor en el aire.
Podczas jedzenia opowiadałam mamie o imprezie dla Jorge. Blanco wychodził ze szpitala o godzinie 15:00, więc gdy wszystko było gotowe poszłam po niego. Stałam pod szpitalem i czekałam aż wyjdzie. Po około 10 minutach zobaczyłam go. - Przepraszam Jorge, że wczoraj do ciebie nie przyszłam, ale naprawdę dużo się wydarzyło. - tłumaczyłam. - Spokojnie, nic się nie stało. - uśmiechnął się do mnie. - A teraz chodź idziemy do twojego domu. - powiedziałam i pociągnęłam go z rękę. Kiedy doszliśmy i staliśmy już pod drzwiami zapytałam. - Jesteś gotowy? - Na co? - odpowiedział pytaniem na pytanie. - Na swój wielki powrót. - powiedziałam i otworzyłam drzwi. Weszliśmy do środka, a zza mebli wyskoczyli przyjaciele i wszyscy razem krzyknęliśmy - Niespodzianka! - od razu zauważyłam tą radość w oczach Jorge. Uwielbiam kiedy ma te iskierki w oczach, kiedy on jest szczęśliwy ja też. Gdy już każdy przywitał Jorge pojechaliśmy w główne miejsce imprezy. Chłopaki swoim samochodem i dziewczyny swoim. Po około 30 minutach dojechaliśmy do pięknej polany za miastem i właśnie tam organizowaliśmy imprezę. Na początku razem śpiewaliśmy i tańczyliśmy. Nawet moi rodzice przyjechali powitać Jorge. Wszystko było wspaniale do póki nie zobaczyłam, że na imprezę przyszedł również Ross. Moje przyjaciółki też go zauważyły i podeszły do mnie. Kiedy do mnie doszły szepnęłam. - Co on tu robi? 
=====================================
Jak Wam się podobał rozdział?
Teraz kiedy mam ferie codziennie piszę
jakieś rozdziały i mam kilka na zapas, co 
mnie bardzo cieszy.
Do następnego!

Jak myślicie?
Co będzie dalej?
  

środa, 20 stycznia 2016

Rozdział 25 - "Zostałam sama"

ROZDZIAŁ #25
Dzień dobry kochani. Mamy już rozdział 25. Jak to szybko zleciało..... <3 PS dziękuję za 5000 wyświetleń na blogu <3

DEDYKACJA DLA: Anonimowy (K.P)  

CYTAT: "Jeśli chcesz dojść na szczyt zrób w końcu ten pierwszy krok".

MIŁEGO CZYTANIA...
 Jorge musiał zostać w szpitalu jeszcze przez kilka dni. Codziennie go odwiedzałam. 
Dzisiejszego ranka obudziłam się dość wcześnie. Wstałam z łóżka i poszłam się ubrać. Wybrałam miętową sukienkę, a jako dodatek wzięłam srebrny pasek. Następnie zrobiłam delikatny makijaż i zeszłam na śniadanie. Moi rodzice zgodzili się na to, żebyśmy w najbliższym czasie nie wyjeżdżali do Madrytu, ale niestety niedługo i tak będzie to musiało nastąpić. Wczoraj zwolnili moją ukochaną gosposię - Olgę, która była ze mną od zawsze. Teraz mieszkam z nimi i Fransisco. Niestety Fran musi dziś wracać do Nowego Jorku na studia i przez pewien czas będę mieszkać tylko z nimi. Cały czas myślałam jedząc śniadanie. Kiedy skończyłam odeszłam od stołu i poszłam do swojego pokoju. Czekałam na Mechi, Lodo i Cande, które razem ze mną wybierają się dzisiaj odwiedzić Jorge w szpitalu. Kiedy wybiła godzina 12:30 usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół i otworzyłam je. Moje przyjaciółki weszły do środka. Nie siedziałyśmy długo w domu. Po kilku minutach wyszłyśmy i udałyśmy się w stronę szpitala. W drodze rozmawiałyśmy na różne tematy. Przerwał nam sms, który dostałam. Wyjęłam telefon z torebki. Napisał do mnie Ross, więc jak zawsze po zobaczeniu na telefonie tego imienia traciłam uśmiech. Dziewczyny znały całą tą historię od początku do końca. - To wiadomość od... - zaczęła Lodovica. - Tak. - przerwałam jej. - Napisał, żebym przyszła pod ten adres. - powiedziałam i obróciłam telefon w stronę przyjaciółek, tak aby same mogły wszystko przeczytać. - Pójdziesz tam? - zapytała Cande. Wtem dostałam kolejnego sms'a. Jego treść brzmiała tak:
"Radzę ci przyjść, bo inaczej pożałujesz"
Po raz kolejny pokazałam dziewczynom moją komórkę. Nie ukrywam, że bardzo się przestraszyłam. Jednak nie bałam się o siebie. Moje myśli skupiły się na Jorge, który i tak już leży w szpitalu. - Pójdziemy z tobą. - powiedziały chórem Mechi, Lodo i Cande. - Dziękuję. - odpowiedziałam i zawróciłyśmy w drugą stronę. 
Szłyśmy bardzo długi czas, a przynajmniej tak nam się wydawało. Kiedy doszłyśmy na dworze robiło się ciemno. Ujrzałyśmy przed sobą wielki dom, ale był on stary i przerażał nas. Od dawna nikt tam nie mieszkał. Miałam ochotę zawrócić. - Tini, teraz nie ma już odwrotu. Musimy tam wejść. - usłyszałam cichy głos Mechi. Mały krokami, trzymając się za ręce ruszyłyśmy w stronę domu. Furtka była otwarta. Okna były powybijane, firanki postrzępione. Otworzyłyśmy drzwi. Bardzo skrzypiały. Pokryte były pajęczynami. W środku panował mrok. - Ja chcę do domu. - jęknęłam. - Wracajmy. - powiedziała spanikowana Lodo. Wtem usłyszałyśmy skrzypienie i trzask za nami. Natychmiast się odwróciłyśmy. Drzwi, które zostawiłyśmy otwarte teraz były zamknięte. Podbiegłam do nich i spróbowałam je otworzyć, ale zatrzasnęły się. Miałam ochotę się rozpłakać. Czułam się winna, bo obiecałam Jorge, że dzisiaj do niego przyjdę, a tym czasem siedzę w jakimś domu, który... moje myśli urwały się w momencie kiedy kilka zapalonych świeczek zgasło. Usłyszałam huk i poczułam mocny poryw wiatru. Nagle wszystko ucichło i światła zapaliły się. Rozejrzałam się dookoła. Zobaczyłam tylko Lodo. - Gdzie są Mechi i Cande? - zapytałam. - Nie mam pojęcia. Jeszcze przed chwilą tu stały. - powiedziała z przerażeniem Lodovica. Pomachałam ręką w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się dwie przyjaciółki. - Zupełnie jakby rozpłynęły się w powietrzu. - mówiłam. Stałyśmy z Lodo w miejscu. W drugim końcu pokoju, w którym się znajdowałyśmy były schody. Po dłuższym namyśle postanowiłyśmy wejść po nich na górę. Wchodziłyśmy na palcach, ponieważ każdy stopnień wydawał okropny dźwięk skrzypienia. W połowie dogi na górę światła znów zgasły, ponownie poczułam silny wiatr. Po kilku sekundach wszystko ucichło i światła zapaliły się. Ale Lodo już ze mną nie było. Zastałam sama.
*******************************************
Tak prezentuje się rozdział 25.
Wyszedł taki mroczny, ale przyznam, że
zawsze chciałam napisać coś w tym stylu
i cieszę się, że wykorzystałam ten pomysł. 
Czekam na Wasze komentarze i widzimy
się już niedługo w kolejnym rozdziale
Do następnego!

 Jak myślicie?
Jakie będą dalsze losy w opuszczonym domu?

 

niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział 24 - "Nie zostawiaj mnie"

ROZDZIAŁ #24
Hejka. Ten tydzień był fatalny pod względem ilości nauki na sprawdziany, ale w końcu udało mi się napisać ten oto rozdział. Niestety nie jest zbyt długi. Teraz zaczynam ferie, więc myślę, że rozdziały będą pojawiały się częściej i będą dłuższe. :D

 DEDYKACJA DLA: Lu laa
CYTAT: "Miłość to wielkie słowo i ten je tylko rozumie, kto raz kochał i więcej kochać nie umie."

MIŁEGO CZYTANIA...

- Co?! Chyba sobie żartujesz! Nigdzie z wami nie pojadę. Mam tu przyjaciół, mam tu swoje życie i nie zamierzam z tym skończyć, bo wy tak chcecie! - wrzasnęłam i pobiegłam do swojego pokoju, trzaskając drzwiami. Natychmiast przekręciłam klucz w drzwiach, a potem zsunęłam się po niech na podłogę. Powstrzymywałam łzy. W środku czułam bezsilność. Siedziałam przy drzwiach długi czas patrząc się bezsensownie w ścianę. W końcu postanowiłam ruszyć się z tego miejsca. Wzięłam do ręki telefon. Pierwsze, co zobaczyłam to godzina 17:40, a kolejna rzecz to pięć nieodebranych połączeń od Jorge.Od razu po tym do niego zadzwoniłam jednocześnie pakując do torebki wszystko co mi się przyda, robiłam wszystko, żeby po prostu zdążyć na czas do teatru. Po kilku sygnałach szatyn odebrał. - Halo? - był poważny. - Przepraszam Jorge. Wyłączyłam telefon i nie wiedziałam, że dzwoniłeś.Czy coś się stało? - mówiłam. - Tak, chodzi o to, że Pablo kazał przekazać, że musisz zastąpić Stephie. - tłumaczył. - Dobrze, ale co jej się stało? - dopytywałam. - Nie wiem, ale teraz to ty mi powiedz czemu cię tu jeszcze nie ma? - pytał lekko pogniewany. - Przepraszam za sekundę będę. - powiedziałam i rozłączyłam się, wchodząc do teatru. Szybko się przebrałam a Mechi pomogła mi zrobić makijaż. Chwilę po tym rozpoczęło się przedstawienie. Wszystko wyszło wspaniale. Występ minął bardzo szybko i świetnie nam wszystkim poszło. Długo słyszeliśmy brawa od widowni. Następnie poszliśmy za kulisy. - Byłaś świetna. - usłyszałam głos Jorge. - Dziękuję, ty też. - odpowiedziałam. Oboje uśmiechnęliśmy się do siebie. Nagle dostałam wiadomość. Od razu spojrzałam na telefon. Uśmiech zniknął z mojej twarzy, gdy zobaczyłam kto do mnie napisał. Był to Ross. Chyba nie znacie jeszcze tej historii, prawda? Więc przenieśmy się na chwilę do przeszłości. A było to tak....

~~~ Wszystko działo się w Madrycie. Spotkałam go kiedyś na jakiejś imprezie. Nie pamiętam już szczegółów. Pamiętam tyle, że wydawał się miły. Po bardzo krótkim czasie zostaliśmy parą. Był to mój pierwszy chłopak i wtedy nie miałam świadomości tego, w co mogę się wpakować zadając się z nim. Cały czas mnie wykorzystywał, naśmiewał się, zmuszał mnie do różnych rzeczy, a ja byłam taka głupia i ciągle mu wybaczałam, bo wierzyłam, że się zmienił. Kiedy zrozumiałam jaki błąd popełniłam chciałam się od niego odsunąć, ale było za późno na taką decyzję. Zaczął mi grozić. Wtedy spadła mi jak z nieba wiadomość o przeprowadzce do Buenos Aires. Myślałam, że już nigdy go nie spotkam i zacznę nowe życie. Zmieniłam numer telefonu i wszystko co tylko się dało. Zapomniałam o nim aż do dzisiaj, kiedy dostałam tą wiadomość. ~~~
Od kogo ten sms? - zapytał Jorge. - Od... od Fransisco. Wiesz muszę już iść. - nie chciałam go okłamywać, ale bałam się powiedzieć prawdę. Wyszłam z teatru. Szłam na przód gapiąc się na wiadomość od Ross'a. Nagle na kogoś wpadłam. Kiedy podniosłam głowę do góry, żeby zobaczyć z kim się zderzyłam momentalnie całe życie przeleciało mi przed oczami. Opanował mnie strach, który jak zawsze ściskał gardło. Nie mogłam się ruszyć kiedy przede mną stał Ross. Spojrzałam w prawo. Zauważyłam Jorge idącego w moją stronę. Ross również na niego spojrzał po czym od razu odwrócił moją głowę w jego stronę i namiętnie pocałował. Szybko się od niego oderwałam i ruszyłam pędem za Jorge. Byłam pewna, że to widział. Było już ciemno na dworze, więc bałam się, że może zrobić coś głupiego. Biegłam za nim kilka minut. Zauważyłam, że doszliśmy do toru motocrossowego. Podeszłam bliżej. Widziałam Jorge jadącego na motorze. Kiedy jechał zauważył mnie i od razu przyspieszył. Chyba jeszcze bardziej pogorszyłam sprawę. Cały czas go obserwowałam. Nagle usłyszałam trzask i straciłam Jorge z oczu. Natychmiast wbiegłam na tor wyścigowy. Ruszyłam w stronę gdzie straciłam go z oczu. Leżał tam nieprzytomny, ale oddychał. Zadzwoniłam po karetkę. Gdy przyjechała przestałam czuć oddech Jorge.

W szpitalu

Pojechałam razem z nim. Teraz czekałam już bardzo długi czas na lekarza. Kiedy wyszedł z sali, w której znajdował się szatyn od razu do niego podeszłam. - Nie martw się. Jego stan jest stabilny, niestety nadal jest w śpiączce, ale myślę, że niedługo wyjdzie z tego. - powiedział lekarz i uśmiechnął się do mnie. - A czy ja mogę do niego na chwilkę wejść? - zapytałam z nadzieją. - Tak, ale dosłownie na 5 minut. Nie dłużej. - powiedział. 
Już po kilku sekundach siedziałam obok Jorge. Zaczęłam do niego mówić, bo miałam nadzieję, że mnie usłyszy. - Przepraszam cię Jorge. Pamiętaj, nie ważne co będzie się działo będę z tobą. Bardzo cię kocham. - mówiłam. Nagle poczułam jego dłoń na mojej. Spojrzałam na niego z nadzieją. Zaczął powoli otwierać oczy. Po tym usłyszałam ciche - Nie zostawiaj mnie. 
____________________________________________
Przepraszam, że rozdziału nie było 
tak długo. Po prostu miałam
za dużo nauki. Poza tym dopiero 
dziś dostałam niezłej weny na ten
i najbliższe rozdziały. 
Piszcie w komentarzach czy rozdział
był znośny do przeczytania, bo sama
nie wiem czy mi wyszedł czy
raczej nie.....
Do następnego!

Rozdział 25 -  4 komentarze
 

 
 

piątek, 8 stycznia 2016

Rozdział 23 - "Dlaczego?"

ROZDZIAŁ #23
Hejka! Co u Was? Dziś mam dla Was rozdział 23 i postanowiłam, że przy każdym rozdziale będzie dedykacja i jakiś cytat. Nie wiem czy podoba Wam się ten pomysł, dlatego dajcie mi znać w komentarzach. 
DEDYKACJA DLA: Violetta Verdas 
CYTAT: "Tylko raz w życiu spotkasz taką osobę, na której Ci bardzo zależy. Najlepiej zrobić wszystko, żeby nie odeszła."
MIŁEGO CZYTANIA ROZDZIAŁU...


Nasz pocałunek przerwał jakiś pan, prawdopodobnie właściciel tego miejsca. - Panie Blanco! Czas minął. Koniec randki. - mówił poważnym tonem. Był trochę przerażający. - Dobrze. Dziękuję za udostępnienie tego miejsca. Do widzenia. - Jorge odpowiedział bardzo spokojnie. Kilka chwil później wyszyliśmy z tego wspaniałego miejsca. - Niestety nie udało się załatwić transportu w drugą stronę, więc musimy iść na pieszo. - oznajmił, choć wcale nie wyglądał na smutnego z tego powodu. Dla mnie to była dobra wiadomość, ponieważ chciałam jak najwięcej czasu spędzić z Blanco. Gdy byliśmy w połowie drogi słońce już prawie zaszło, a na dworze było coraz ciemniej. W pewnym momencie zaczęło kropić. Co jakiś czas spadały na mnie małe kropelki deszczu. Potem było ich coraz więcej aż w końcu rozpadało się na dobre. - Jorge ile jeszcze? Nie lubię chodzić w deszczu. - marudziłam. - Nie marudź tak. - odpowiedział i delikatnie mnie pocałował. Następnie wziął moją rękę i razem pobiegliśmy w stronę mojego domu. Byliśmy już nie daleko, gdy nagle obcas od mojego buta złamał się i gwałtownie upadłam na chodnik, którym biegliśmy. - Nic ci nie jest? - zapytał bardzo przejęty moim upadkiem. - Nie wiem. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie wiedziałam czy coś mi się stało. Podał mi swoją rękę i pomógł wstać. Dopiero teraz poczułam okropny ból w kostce. - Bardzo boli? - zapytał. - Trochę tak. - odpowiedziałam, a on wziął mnie na ręce. Nie sprzeciwiałam się. Po około pięciu minutach doszliśmy do mojego domu. Kiedy otworzyłam drzwi postawił mnie na ziemię. Następnie pożegnaliśmy się i poszedł do swojego domu. Ja natomiast zamknęłam drzwi i zapaliłam światło. - Wygląda na to, że wszyscy już poszli spać. - pomyślałam. Po cichu weszłam po schodach do mojego pokoju. Dopiero wtedy zobaczyłam, że jest już prawie dwudziesta druga. Przebrałam się i zmyłam makijaż, a następnie położyłam się spać, ponieważ chciałam być wypoczęta. Jutro miał być występ w teatrze. Całe szczęście szybko zasnęłam.

Obudziły mnie promienie słońca oświetlające mój pokój. Spojrzałam na telefon, który wskazywał godzinę 8:50. Przetarłam oczy. Dziś nigdzie mi się nie spieszyło, bo w teatrze występ jest dopiero o 18, więc jeśli przyjdę o 17 będzie w sam raz. Spokojnie wstałam z łóżka. Moja noga nie bolała już tak bardzo jak wcześniej. Było o wiele lepiej. Podeszłam do szafy, aby wybrać strój na dzisiejszy dzień. Ubrałam się w krótką, szarą bluzkę i białą spódniczkę. Po tym poszłam zrobić makijaż. Gdy byłam gotowa podeszłam do okna i otworzyłam je. Dzisiaj był ciepły, słoneczny dzień. Delikatny wiatr rozwiewał moje włosy. Przymknęłam oczy. Z mojego transu wyrwał mnie znajomy głos. - O czym tak myślisz? - wzdrygnęłam się. - Przestraszyłeś mnie. - powiedziałam cały czas mając bardzo dobry humor. - Jak twoja noga? - zadał kolejne pytanie. - Już lepiej, dziękuję. - oznajmiłam, uśmiechając się do niego. Potem coś jeszcze powiedział, ale przestałam słuchać. Skupiłam się na hałasie dochodzącym z dołu. Jakby kilka osób się kłóciło. - Tini! - krzyknął. Natychmiast odwróciłam się w jego stronę. - Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - spytał bardzo zdenerwowany. Ja natomiast znów usłyszałam jakieś krzyki z dołu domu. Spojrzałam na Jorge. - Przepraszam, muszę coś sprawdzić. - powiedziałam i zamknęłam okno. Delikatnie otworzyłam drzwi od mojego pokoju. W salonie stał mój bart, Olga oraz jakaś kobieta z mężczyzną. Podeszłam do schodów i po cichu zaczęłam po nich schodzić, tak, aby nikt mnie nie zauważył. Wtem znów zaczęły się kłótnie. Nie wytrzymałam. - Co tu się dzieje?! - krzyknęłam. Gdy zeszłam po schodach kobieta podbiegła do mnie i mnie przytuliła. - Martina, Martinka!  Nie wierzę, to naprawdę ty. - mówiła płacząc. Mój problem poległ na tym, że nie wiedziałam kto to jest. Kiedy kobieta mnie puściła zapytałam. - Ale o co chodzi? Ja... pani nie znam. - Tini.... to są nasi rodzice. - powiedział Fransisco. Zamarłam. Zawsze chciałam, żeby rodzice byli ze mną, ale... ale teraz gdy już ich widzę wstępuje we mnie złość. Złość za to, że nie było ich, gdy tak bardzo byli mi potrzebni. Gdy wylewałam litry łez i nie mogłam pogodzić się z ich stratą. - Teraz będziemy już razem. - oznajmiła... mama. - Nie. Wy jesteście dla mnie jak obcy ludzie, nie znam was. Dajcie mi spokój. - powiedziałam w miarę spokojnie. - Ale my cię kochamy. - twierdziła. - To dlaczego nie było was, gdy tak bardzo za wami tęskniłam? Dlaczego? Czy byliście choć raz ze mną w dniu urodzin? Czy choć raz zajęliście się mną, gdy było coś nie tak? Nie! Nigdy was nie było. A teraz jeszcze mówisz, że mnie kochacie. I co to jest za miłość?! Taka co rani i oszukuje? Nie chcę otaczać się takimi ludźmi, którzy kłamią, oszukują i twierdzą, że to miłość. - zakończyłam swoją wypowiedź. Tym razem była silniejsza niż zazwyczaj. Powiedziałam wszystko, co o nich myślałam. - Wiem, ja wiem, że było źle, ale teraz będzie już tylko lepiej. Jutro wracamy do Madrytu. - mówiła. - Co?! 
()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()
Mam nadzieję, że nie zanudziliście się
przy tym rozdziale. Chciałam, żeby
ciągle się coś działo. Mam nadzieję,
że się udało. :D Myślę, że na następny
dość długo poczekać, ponieważ w nabliższym
tygodniu mam codziennie jakieś sprawdzianu.
Do następnego!

3 komnetarze ~ rozdział 24
 

wtorek, 5 stycznia 2016

Rozdział 22 - "Kocham cię"

ROZDZIAŁ #22
Cześć kochani. Na początek dziękuję za 4000 wyświetleń, które dzisiaj wybiły. Miłego czytania i przeczytajcie notkę pod rozdziałem, ponieważ mam dla Was pewną propozycję.



*Martina*
Obudził mnie głośny trzask. Natychmiast zerwałam się z łóżka. Podeszłam do okna, była burza. Wzięłam do ręki telefon, który wskazywał godzinę 2:30. - No świetnie. - szepnęłam do siebie. Potem znów położyłam się do łóżka i spróbowałam zasnąć, ale nic z tego. Byłam jedną z tych osób, które okropnie boją się burzy. Ponownie spojrzałam na telefon, który tym razem wskazywał godzinę 3:00. Nagle pokój, w którym się znajdowałam zabłysł i kolejny raz usłyszałam grzmot. Teraz bałam się jeszcze bardziej. Wyszłam z pokoju gościnnego i postanowiłam poszukać Jorge. Pierwsze co zrobiłam to podeszłam do drzwi jego pokoju. Zapukałam delikatnie, lecz nie otrzymałam odpowiedzi. Jeszcze kilka chwil zastanawiałam się czy wejść czy może raczej nie. Wtem usłyszałam trzask głośniejszy od wszystkich wcześniejszych. Od razu nacisnęłam klamkę i weszłam do jego pokoju. Spał. - Jorge. - szepnęłam cicho. Jednak nie odezwał się. - Jorge. - powtórzyłam, ale o wiele głośniej. Tym razem podziałało, ponieważ obudził się. - Co się stało Tini? - zapytał bardzo przejęty, gdy mnie zobaczył. - Wiem, że to głupie, ale ja po prostu boję się burzy, która mnie obudziła i nie mogę spać. - wytłumaczyłam. On uśmiechnął się i rękę pokazał abym położyła się obok niego. Już po chwili leżałam obok Jorge, a kilka minut później zasnęłam. 

Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno. Chwilę później dotarł do mnie zapach męskich perfum. Spojrzałam w bok. Szatyna już nie było. Wstałam i wyszłam z jego pokoju. Od razu zauważyłam go, stojącego w kuchni i robiącego śniadanie. Słodko wyglądał, gdy był taki skupiony na tym. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zeszłam na dół po schodach. - Dzień dobry! - krzyknęłam uradowana. - Co porabiasz? - zapytałam chociaż dokładnie wiedziałam co robi. - Cześć śpiochu. Robię śniadanie. - odpowiedział i puścił mi oczko. Uśmiechnęłam się do niego. Kilka minut później jedliśmy już śniadanie. Następnie pozmywaliśmy naczynia. - Pójdziemy się gdzieś dzisiaj powałęsać? - zapytał nagle. - Czy to ma być randka? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, aby upewnić się na czym stoję. - Jeżeli chcesz może być to randka. - powiedział, po czym dodał. - Do zobaczenia o 18. Później powiem ci gdzie przyjść. - Ok. To ja już wracam do domu, bo Fran się pewnie martwi. Do zobaczenia Jorge. Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego, po czym wyszłam. Byłam taka szczęśliwa, ale jednocześnie strasznie się denerwowałam. Bałam się, że coś nie wyjdzie i wtedy wszystko się skończy. Przyjaźń, która jest dla mnie najważniejsza. Weszłam do domu, przywitałam się z Fransisco oraz Olgą i poszłam do mojego pokoju. Moje emocje sięgały zenitu. Nie mogłam uwierzyć, że ja i JORGE BLANCO idziemy na randkę. Z tego wszystkiego wzięłam mój pamiętnik, bo musiałam w nim to wszystko napisać.
Kochany pamiętniku,
Nie wiesz jak bardzo się cieszę, że moje marzenie o idealnej randce z Jorge w końcu może się spełnić. Teraz zostały mi 4 godziny na przygotowania. No więc... zaczynam!
Na początku wzięłam odprężający prysznic. Następnie otworzyłam szafę, aby wybrać strój. Całe szczęście w szafie miałam kilka sukienek wieczorowych. W końcu zdecydowałam się na taki strój:
 
  
Następnie zrobiłam na włosach delikatne fale, a po tym wzięłam się za makijaż. Gdy byłam już w stu procentach gotowa wybiła godzina 17:30, czyli pół godziny do spotkania z Jorge. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Wzięłam torebkę i zbiegłam po schodach mało co się na nich nie wywracając i w końcu dotarłam do drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam Ruggero - najlepszego przyjaciela Jorge. - Co ty tu robisz? - zadałam pytanie. - Jak to co? Przecież ktoś musi zawieźć cię do pana Blanco. - odpowiedział. Uśmiechnęłam się do niego i razem wyszliśmy z domu. Jechaliśmy czarnym mercedesem przez pewien czas. Po upływie kilkunastu minut samochód się zatrzymał a Ruggero otworzył mi drzwi. - Miłej zabawy. - rzekł. - Dziękuję. - odpowiedział z uśmiechem. Weszłam do budynku stojącego przede mną. Tam zobaczyłam Samuela. Na jego widok zachciało mi się śmieć. - Ty też? Ilu was jeszcze będzie? - spytałam rozbawiona całą tą sytuacją. - To nie jest teraz ważne. Po prostu chodź. - odpowiedział i poprowadził mnie przez dalszą część drogi. Szliśmy przez wiele korytarzy, aż dotarliśmy do windy, z której wyszedł Facundo - kolejny przyjaciel Jorge. - Nie no wy tak na poważnie? - powiedziałam, lecz dobry humor nadal mnie nie opuszczał. Po kilku sekundach jazdy windą otworzyła się. Znajdowałam się na świeżym powietrzu. Pod moimi nogami znajdowała się ścieżka ułożona z płatków róż. Szłam jej szlakiem. Podeszłam kilka kroków i ścieżka z kwiatów skończyła się. Byłam na wielkim balkonie z widokiem na miasto. Podeszłam bliżej. Nagle usłyszałam znajomy głos. - Hej piękna. - natychmiast się odwróciłam i zobaczyłam Jorge. Wyglądał powalająco. Czułam, że moje nogi były jak z waty. Podeszłam do szatyna. - Tu jest pięknie. Naprawdę się postarałeś. - powiedział i go przytuliłam. Usiedliśmy na rozłożonym kocu i rozmawialiśmy przez jakiś czas. Później Jorge włączył muzykę. - Zatańczysz? - zapytał. - Z tobą zawsze. - odpowiedziałam. Tańczyliśmy długi czas. W pewny momencie Jorge zaczął rozmowę. - Tini, muszę ci coś powiedzieć. Nie wiem jak na to zareagujesz, ale jeśli ci tego nie powiem teraz, to... nie sądzę, że będzie jeszcze jakaś okazja. - O co chodzi? - zapytałam patrząc mu w oczy. - Kocham cię.- powiedział. Do moich oczu napłynęły łzy, łzy szczęścia. - Ja ciebie też kocham. - odpowiedziałam. Następnie szatyn złączył nasze usta w pocałunku.
/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\
Ależ ja się na tym rozdziałem męczyłam,
żeby wyszedł chodź trochę fajny.
Nie wiem czy mi się udało, bo
dowiem się dopiero, gdy przeczytam
komentarze. Proszę zostawcie ich 
sporo. <3 Jeśli chodzi o propozycję,
 o której wspomniałam wcześniej to...
czy chcielibyście, aby na początku rodziałów
pojawiały się dedykacje i jakieś cytaty? 
Piszcie w komach! ;)
Myślę, że kolejny rozdział pojawi 
się w weekend.
Do następnego!
 
 3 komentarze ~ rozdział 23
 

sobota, 2 stycznia 2016

Rozdział 21 - "Dziękuję"

ROZDZIAŁ #21
Heeej! Na początku chciałam Was przeprosić, że tak długo musieliście czekać na rozdział, ale to dlatego, że w czasie świąt, sylwestra i tak dalej dużo osób do mnie przyjechało, więc zajmowałam się gośćmi a nie pisaniem bloga, ale teraz wracam z nowiutkim rozdziałem. Miłego czytania a później komentowania.......



Zastanawiałaś się kiedyś co jest na tym strychu? - mówił. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. - Co tak patrzysz na mnie jak na jakiegoś idiotę?! - wybuchnął. - Nie po prostu. To wydaje się bezsensowne, że siejesz panikę, ja cała w strachu biegnę do ciebie a ty się mnie pytasz o jakiś cholerny strych! - tłumaczyłam trochę wkurzona.  - Uspokój się w końcu. Chodzi o to, że nigdy tam nie byliśmy. I tak sobie myślę... może tam jest coś dzięki czemu dowiemy się co nieco o naszych rodzicach? - mówił. - To wcale nie głupie. - stwierdziłam. - Poza tym, mam klucz do drzwi. - oznajmił. - Skąd?! - krzyknęłam zdziwiona. - Długa historia. Opowiem ci kiedy indziej. A teraz chodźmy tam. - powiedział.
Podeszliśmy do końca korytarza korytarza, w którym znajdowały się drzwi od strychu. Fran otworzył je kluczem, pociągnął za klamkę i weszliśmy do środka. Naszym oczom ukazało się miejsce bardzo duże, pełne pudeł i różnych rzeczy, jakichś ubrań i innych takich. W kącie stało biurko, a na nim leżały jakieś kartki, wyglądały jak dokumenty. - Spójrz Tini! Te dokumenty zostały podpisane przez naszych rodziców. Jest przy nich data 21 marca 2012. - powiedział Fransisco. - Co?! To nie możliwe! Przecież rodzice zginęli w katastrofie lotniczej w roku 2005. - twierdziłam. - To znaczy jedno. Zostaliśmy wprowadzeni w błąd. Oni żyją, a Olga na pewno o tym wie. - sklejał historię w całość. W tym momencie zrobiło mi się słabo i zakręciło mi się w głowie od nadmiaru emocji. Wybiegłam ze strychu. - A ty dokąd?! - krzyczał za mną brat. - To za wiele dla mnie. - powiedziałam przez słone łzy i wybiegłam z domu. Stanęłam na chodniku i zastanawiałam się, w którą stronę się udać. Chciałam z kimś o tym porozmawiać. Jedyną osobą, która przyszła mi do głowy był Jorge. To prawda zranił mnie, ale w takiej chwili nie myślałam co robię. Po prostu pobiegłam pod drzwi jego domu i zapukałam. Po chwili szatyn otworzył drzwi, a ja bez słowa wtuliłam się w niego. Dopiero teraz poczułam się bezpiecznie. Po raz pierwszy w życiu czułam, że to wszystko ma jakiś sens, i że nie jestem już sama. Po pewnym czasie oderwałam się od niego. Zaprosił mnie do środka. Usiadłam na kanapie, a on przyniósł mi szklankę wody. Po czym sam usiadł. - Co się stało? - zapytał z troską w głosie. - Moi rodzice żyją, wcale nie zginęli. Znaleźliśmy z Fransisco dokumenty podpisane cztery lata temu. -  odpowiedziałam na jego pytanie. - Oni musieli być mną bardzo zawiedzeni, skoro mnie nie chcieli. - powiedziałam , a po moim policzku spłynęła łza. Jorge od razu ją starł. - To nie jest twoja wina. - odpowiedział i mocno mnie przytulił. - Musisz się trochę wyluzować. Może obejrzymy jakiś film? Najlepiej komedię. - kontynuował. - Ale ja muszę wracać do domu. - zaprzeczyłam. - W takim stanie nigdzie cię nie puszczę. Zadzwonię do Fransisco i powiem mu, że dzisiaj zostajesz u mnie. - odpowiedział stanowczo po czym zadzwonił do mojego brata. Następnie poszedł po jakieś przekąski. - Jorge... - zaczęłam kiedy szedł w stronę kuchni. Natychmiast się odwrócił. - Dziękuję. - kontynuowałam wypowiedź. - Nie ma za co. - odpowiedział i uśmiechnął się. Chwilę później siedzieliśmy na kanapie i oglądaliśmy komedię. Na dworze było już ciemno ze względu na późną porę. W połowie filmu moje oczy zaczęły się zamykać z powodu zmęczenia. Po dość długiej walce z powiekami poddałam się i zasnęłam, opadając na ramię Jorge. 

*Jorge*
Tini zasnęła na moim ramieniu, dlatego wyłączyłem film i postanowiłem zanieść ją do pokoju gościnnego. Wziąłem ją na ręce, wszedłem po schodach, a następnie delikatnie położyłem ją na łóżku. Przed wyjściem z pokoju szepnąłem - Miłych snów Tini. - po czym pocałowałem ją w czoło. Wyszedłem z pokoju cicho przymykając drzwi, tak aby jej nie obudzić. 
---------------------------------------------------------------
No więc oto rozdział 21. Przepraszam,
wiem, że jest krótki i taki nie za bardzo.
Sama uważam, że jest kiepski. Jednak mam 
nadzieję, że kolejny, na który mam już 
pomysł wyjdzie choć trochę lepszy. 
Mimo słabego i krótkiego rozdziału liczę
na komentarze. 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ
Do następnego!

2 komentarze ~ rozdział 22