środa, 20 stycznia 2016

Rozdział 25 - "Zostałam sama"

ROZDZIAŁ #25
Dzień dobry kochani. Mamy już rozdział 25. Jak to szybko zleciało..... <3 PS dziękuję za 5000 wyświetleń na blogu <3

DEDYKACJA DLA: Anonimowy (K.P)  

CYTAT: "Jeśli chcesz dojść na szczyt zrób w końcu ten pierwszy krok".

MIŁEGO CZYTANIA...
 Jorge musiał zostać w szpitalu jeszcze przez kilka dni. Codziennie go odwiedzałam. 
Dzisiejszego ranka obudziłam się dość wcześnie. Wstałam z łóżka i poszłam się ubrać. Wybrałam miętową sukienkę, a jako dodatek wzięłam srebrny pasek. Następnie zrobiłam delikatny makijaż i zeszłam na śniadanie. Moi rodzice zgodzili się na to, żebyśmy w najbliższym czasie nie wyjeżdżali do Madrytu, ale niestety niedługo i tak będzie to musiało nastąpić. Wczoraj zwolnili moją ukochaną gosposię - Olgę, która była ze mną od zawsze. Teraz mieszkam z nimi i Fransisco. Niestety Fran musi dziś wracać do Nowego Jorku na studia i przez pewien czas będę mieszkać tylko z nimi. Cały czas myślałam jedząc śniadanie. Kiedy skończyłam odeszłam od stołu i poszłam do swojego pokoju. Czekałam na Mechi, Lodo i Cande, które razem ze mną wybierają się dzisiaj odwiedzić Jorge w szpitalu. Kiedy wybiła godzina 12:30 usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół i otworzyłam je. Moje przyjaciółki weszły do środka. Nie siedziałyśmy długo w domu. Po kilku minutach wyszłyśmy i udałyśmy się w stronę szpitala. W drodze rozmawiałyśmy na różne tematy. Przerwał nam sms, który dostałam. Wyjęłam telefon z torebki. Napisał do mnie Ross, więc jak zawsze po zobaczeniu na telefonie tego imienia traciłam uśmiech. Dziewczyny znały całą tą historię od początku do końca. - To wiadomość od... - zaczęła Lodovica. - Tak. - przerwałam jej. - Napisał, żebym przyszła pod ten adres. - powiedziałam i obróciłam telefon w stronę przyjaciółek, tak aby same mogły wszystko przeczytać. - Pójdziesz tam? - zapytała Cande. Wtem dostałam kolejnego sms'a. Jego treść brzmiała tak:
"Radzę ci przyjść, bo inaczej pożałujesz"
Po raz kolejny pokazałam dziewczynom moją komórkę. Nie ukrywam, że bardzo się przestraszyłam. Jednak nie bałam się o siebie. Moje myśli skupiły się na Jorge, który i tak już leży w szpitalu. - Pójdziemy z tobą. - powiedziały chórem Mechi, Lodo i Cande. - Dziękuję. - odpowiedziałam i zawróciłyśmy w drugą stronę. 
Szłyśmy bardzo długi czas, a przynajmniej tak nam się wydawało. Kiedy doszłyśmy na dworze robiło się ciemno. Ujrzałyśmy przed sobą wielki dom, ale był on stary i przerażał nas. Od dawna nikt tam nie mieszkał. Miałam ochotę zawrócić. - Tini, teraz nie ma już odwrotu. Musimy tam wejść. - usłyszałam cichy głos Mechi. Mały krokami, trzymając się za ręce ruszyłyśmy w stronę domu. Furtka była otwarta. Okna były powybijane, firanki postrzępione. Otworzyłyśmy drzwi. Bardzo skrzypiały. Pokryte były pajęczynami. W środku panował mrok. - Ja chcę do domu. - jęknęłam. - Wracajmy. - powiedziała spanikowana Lodo. Wtem usłyszałyśmy skrzypienie i trzask za nami. Natychmiast się odwróciłyśmy. Drzwi, które zostawiłyśmy otwarte teraz były zamknięte. Podbiegłam do nich i spróbowałam je otworzyć, ale zatrzasnęły się. Miałam ochotę się rozpłakać. Czułam się winna, bo obiecałam Jorge, że dzisiaj do niego przyjdę, a tym czasem siedzę w jakimś domu, który... moje myśli urwały się w momencie kiedy kilka zapalonych świeczek zgasło. Usłyszałam huk i poczułam mocny poryw wiatru. Nagle wszystko ucichło i światła zapaliły się. Rozejrzałam się dookoła. Zobaczyłam tylko Lodo. - Gdzie są Mechi i Cande? - zapytałam. - Nie mam pojęcia. Jeszcze przed chwilą tu stały. - powiedziała z przerażeniem Lodovica. Pomachałam ręką w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się dwie przyjaciółki. - Zupełnie jakby rozpłynęły się w powietrzu. - mówiłam. Stałyśmy z Lodo w miejscu. W drugim końcu pokoju, w którym się znajdowałyśmy były schody. Po dłuższym namyśle postanowiłyśmy wejść po nich na górę. Wchodziłyśmy na palcach, ponieważ każdy stopnień wydawał okropny dźwięk skrzypienia. W połowie dogi na górę światła znów zgasły, ponownie poczułam silny wiatr. Po kilku sekundach wszystko ucichło i światła zapaliły się. Ale Lodo już ze mną nie było. Zastałam sama.
*******************************************
Tak prezentuje się rozdział 25.
Wyszedł taki mroczny, ale przyznam, że
zawsze chciałam napisać coś w tym stylu
i cieszę się, że wykorzystałam ten pomysł. 
Czekam na Wasze komentarze i widzimy
się już niedługo w kolejnym rozdziale
Do następnego!

 Jak myślicie?
Jakie będą dalsze losy w opuszczonym domu?

 

11 komentarzy:

  1. Super rozdział <3 Czekam na next i zapraszam do mnie ;* http://jortinimylife.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju dziękuje za dedykacje ❤ nie spodziewalam sie ;) co do rozdziału jak zawsze bomba :* Mam nadzieję że Jortini nie długo będzie razem <3 Oby Tini sie nic nie stało :( Mam nadzieję ze to Jorge uratuje ją od tego Rossa :D Jeszcze raz dziękuję za dedykacje i do następnego :* K.P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co <3 z przyjemnością dawałam ci tą dedykacje :D

      Usuń
  3. Super.:* Oby nic strasznego się nie stało :>

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej
    Rozdział Boskiiiii
    Kocham tooo
    <3
    Całuję
    Pozdrawiam
    Violetta Vilu

    OdpowiedzUsuń
  5. Prawdziwy horror cuekawe co sie wydarzy oby nic strasznego czyram dalej bo ciekawosc mnie zrzera :-)

    OdpowiedzUsuń